Rene Pawlowitz wypuścił album Oderbruch, którego nie można przestać słuchać.
Po raz kolejny jego praca wylądowała w niezwykle ciekawej „zakładce”, łączącej elementy techno, ambientu i połamanych perkusji. Plus odniesienia do rave, jungle, bassu a nawet hardcoru – pyszna sprawa!
Jako Shed zrobił to już nie pierwszy raz, co z pewnością ucieszy jego wieloletnich fanów. Jeśli natomiast ktoś zetknie się z twórczością Pawlowitza po raz pierwszy, to zdecydowanie z przyjemnością wchłonie Oderbruch.
Album został wydany nakładem wytwórni Ostgut Ton. Jest przyjemną fuzją dźwięków, od mocnych uderzeń, po delikatne melodie i nie ma w tym przesady.
Nie ma też mowy o znużeniu, bo jak tylko coś takiego przyjdzie nam do głowy, dostajemy szybki strzał energii.
Osobiście spodziewałem się mroczniejszego materiału, więc takie przyjazne brzmienie nieco mnie zaskoczyło. Być może oczekiwałem też bardziej klubowego zestawu nagrań, tymczasem Oderbruch idealnie nadaje się do słuchania na spokojnie, w domu, na słuchawkach. Można wyczuć nostalgię artysty do dawnych czasów i miejsc, a także, co ważne – dobrze się z nią poczuć.
Dodaj komentarz