BRIGHTBURN OST – Timothy Williams

Rozprawmy się z tym całym Brightburnem. Fajne to?
Wstępna analiza zapowiadała się tak: po pierwsze, musisz lubić kino grozy. Po drugie, musisz lubić filmy o superbohaterach. Po trzecie natomiast, w filmach o superbohaterach najbardziej nielubianym elementem powinni być… superbohaterowie.
Spełnienie powyższych warunków powinno skutkować tym, że miło spędzisz czas z filmem Brightburn, w którym to głównym bohaterem jest dzieciak. Brandon, bo o nim mowa, jest w okresie dojrzewania oraz odkrywania nowych możliwości swojego ciała.
Mógłby być nowym Supermanem, gdyby tylko chciał.

Clark Kent 2.0

Ale nie chce.
Co więcej – ma ciągotki w zupełnie odwrotnym kierunku, a latające flaki i bryzgająca dookoła krew są atrakcjami,
które z biegiem czasu zaczyna cenić coraz bardziej.
Ogólnie film idzie właśnie w tym kierunku, przez co sylwetki bohaterów (zarówno głównego „niszczyciela”, jak i jego rodziców) zostają nieco spłaszczone. Zyskuje natomiast destrukcja, efekciarstwo (trzeba przyznać – efektowne) oraz wyciekająca z dzieciaka agresja.
To wszystko wyłożone jest w sposób oczywisty, nie trzeba zbytnio zastanawiać się nad genezą i wyborami postaci –
ot, domyślamy się ich losu i tylko czekamy, aż ich dosięgnie.

Ścieżka prezentuje bardzo dobry poziom, a w pewnym elemencie stoi nawet wyżej od filmu.
W jakim? Ano w takim, że fajnie jest do niej wracać.

Muzyczna groza

OST, którego autorem jest Timothy Williams, bardzo zgrabnie łączy możliwości, jakie daje film będący hybrydą kina „superbohaterskiego” z horrorem. Więcej w tym co prawda nawiązań do tego drugiego gatunku, bo muzyka mocno pomaga w stopniowaniu napięcia filmu i efektownie „wybucha”, gdy wymaga tego opowiadana historia.
Co więcej, nie ma w sobie drażniących elementów, w stylu wzniosłych melodii dla herosów kina akcji czy niekończących się smyczkowych partii, które w niektórych przypadkach skrzypią przez pół filmu.
Tu jest harmonia, idealny porządek.

Album broni się sam. Z powodzeniem mógłby istnieć bez filmu, choć ten oczywiście nadaje mu sporo kolorytu.
Czuć natomiast, że Timothy Williams nie jest amatorem czy jakimś początkującym twórcą.
Jest oczywiście odwrotnie – to bardzo utalentowany producent, który maczał swoje palce w takich produkcjach, jak Get Out, Wild Horses, Guardians of the Galaxy, Deadpool 2.
Do tego warto dorzucić także nieco mroczniejszych It czy Annabelle Creation.

Ścieżka do Brightburn jest obecnie jedną z ciekawszych, jakie słyszałem w tym roku i nadal każde kolejne odtworzenie sprawia mi przyjemność ze słuchania. Z pewnością warto mieć ją na winylu, więc teraz kilka szczegółów na temat tego wydania.

Całe OST zmieściło się na jednej płycie, oczywiście 180 gram, w krwiście czerwonym kolorze.
W zestawie dostajemy też plakat, specjalnie przygotowane grafiki oraz nutę ekskluzywności – dostępnych jest tylko 666 sztuk.
Wydawca: Musiconvinyl.

brightburn OST mamy to na winylu

 

Może spodoba Ci się:

KHOLAT OST – strasznie dobry winyl

Batman v Superman OST

Ninja Scroll – zdecydowanie ostre cięcie

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o

Zapisz się do newslettera, aby zawsze być na bieżąco!

Zero spamu!

Tylko powiadomienia o nowych postach.