John Wick: winylowa bieda

John Wick, oh John Wick.
Muszę przyznać, że „hype” związany z wczorajszą (17 maja) premierą Parabellum został znakomicie wykonany.

Poza filmem, który już sam w sobie jest wartością i podobno (jeszcze nie widziałem) najlepszym show w niemałym już uniwersum, dookoła działo się dużo fajnych rzeczy.

Mamy więc całkiem już popularny plakat wykonany przez artystę występującego pod pseudonimem Billelis, pełen odniesień do najlepszych smaczków serii, drobnych detali czy zdobień odnoszących się do miejsc znanych z filmu (marokańskie wzory, japońskie neony, zdobienia z hotelu Continental).
Ogólnie jest mnóstwo plakatów do tej części, ale ten konkretny to perełka…

John Wick Mamy to na winylu

Tytułowy John Wick wraz z premierą trzeciej części dołączył też jako postać do gry Fortnite, a także zawitał na rynku jako odrębny produkt – bardzo ciekawie wyglądająca „strategiczna gra akcji” – John Wick Hex.

John Wick Mamy to na winylu

W tak zwanym międzyczasie coraz głośniej mówi się o serialu The Continental, który będzie traktował, uogólniając, o jego specyficznych „gościach”.

 

Winylowy “brak szału”…

I w całym tym światku, całkiem zgrabnie poskładanym, przyzwoicie zaplanowanym i oddającym hołd filmom akcji z dawnych lat oraz rozrywce w najczystszej formie, cholernie boli mnie słabe wydanie ścieżek dźwiękowych na winylach. Bo umówmy się – w obliczu tego całego zamieszania oraz tego, co dostajemy w przypadku innych, często mniej atrakcyjnych produkcji filmowych, te spod znaku „John Wick” wypadają wręcz tragicznie.

Za muzykę do serii odpowiada niezmiennie i w głównej mierze duet Tylor Bates i Joel J. Richard. Osobiście bardzo cenię pierwszego z nich za ścieżkę, którą stworzył do Netflixowego Punishera oraz ostatniej odsłony gry Far Cry New Dawn. Poza tym ma na koncie całkiem sporo innych filmów, w tym pełną filmografię Jamesa Gunna (Guardians of the Galaxy) oraz sporo filmów Zacka Snydera czy Davida Leitcha.

No i tak, to ten Tylor Bates, który był gitarzystą i producentem zespołu Merilyn Manson.

 

Od samego początku oprawa muzyczna “Wicków” stoi na wysokim poziomie, co prezentuje poniższy montaż. Spodziewam się po niej, że film będzie pokręcony, dynamiczny i klimatyczny, ale w sumie to samo mógłbym napisać po obejrzeniu oficjalnego trailera. Jednak podobnie, jak film, tak i ścieżka zbiera dobre recenzje, co bardzo mnie cieszy.

Cała ironia polega na tym, że najlepsze wydanie ścieżki dźwiękowej z serii John Wick (a i tak dość biedne) miało miejsce w przypadku pierwszej części, a więc wtedy, gdy teoretycznie robiła jeszcze najmniej szumu.
Kolorowy placek w barwach „gunmetal” prezentował się świetnie, jednak całe wydanie było zwyczajnie… zwyczajne.

Rozumiecie, o co chodzi?

Fajne wydanie albumu na winylu wiąże z grubsza z trzema zasadami: musi być dobrze przygotowany dźwięk, musi zostać dobrze/porządnie naniesiony na analogowy nośnik (co o dziwno jest często robione byle jak) oraz musi posiadać ładną otoczkę.

Otoczka to między innymi wspomniany kolor płyty, choć zwykłe czarne mają także sporo wielbicieli, ale także cały artwork: projekt okładki, grafika, rodzaj opakowania, dbałość o detale, wartości dodane (nawet dorzucenie albumu w formie mp3, których nigdy nie pobierzecie).

Chodzi o to, że lubię otwierać taki album i mieć to fajne uczucie, że wcale nie ciągnie mnie do szybkiego odpalenia płyty, bo siedzę, oglądam fotki, czasem rozkładam plakat, podziwiam wykonanie całości.

 

Równia pochyła?

A zatem w przypadku pierwszej części dostaliśmy ładną płytę w zupełnie zwyczajnym kartoniku ze zdjęciem głównego bohatera na okładce i palącym się lontem. Ma klimat, ale pozostawia niedosyt. Na usprawiedliwienie mogę dodać, że to najpewniej „polityka” Varèse Sarabande odpowiedzialnego za puszczenie ścieżki w świat. Mam wrażenie, że oni ogólnie robią rzeczy proste i bez polotu, choć w niektórych wydawnictwach korzystają z grafik znanych artystów.

„Rozdział II” Wicka to ponownie ten sam duet odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową, której winylowe wydanie tym razem… a nie, przepraszam.

Nie było wydania na winylu.

Serio.

 

Dochodzimy do Parabellum, a więc trzeciej odsłony historii o bezkompromisowym mścicielu.
W „digitalu” ścieżka zadebiutowała razem z filmem, na CD pojawi się ostatniego dnia maja, na winylu…?

Oby tego nie spiep…

Brak wydania na czarnym lub jakimkolwiek placku będzie bolał znacznie bardziej, niż w przypadku drugiej części, bo wierząc opiniom, “trójka” jest po prostu lepszym filmem oraz potęguje emocje pozostałe z poprzedniczek.

 

Może spodoba Ci się:

KHOLAT OST – Strasznie dobry winyl

NINJA SCROLL – Zdecydowanie ostre cięcie

Batman v Superman OST

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o

Zapisz się do newslettera, aby zawsze być na bieżąco!

Zero spamu!

Tylko powiadomienia o nowych postach.