Tym razem nie ograniczam się czasowo do ostatniego miesiąca. Powiedzmy, że poniższe albumy pojawiły się na winylu w ciągu dwóch pierwszych miesięcy 2017 roku. Nie są to typowi hedlinerzy, jak Bonobo, ale zdecydowanie są to wartościowe wydania od znakomitych artystów. Można ich nie znać, wydawnictwa można pominąć, ale zaznaczam – nie warto! Jak wpadną Wam w ręce za jakieś parę lat, to będziecie niepotrzebnie żałować 🙂
Tosca – Going Going Going
Tosca do niezły kawał muzyki elektronicznej. Pochodzący z Austrii panowie Richard Dorfmeister oraz Rupert Huber współpracują ze sobą od 1994 roku. Wydali razem niemal piętnaście albumów, a słowa “niemal” używam tylko dlatego, że niektóre z nich było po prostu zremiksowanymi wersjami oryginalnych wydań. Poza tym wypuszczali też EPki i single, a razem było tego całkiem sporo. Wszystkie utwory to oczywiście elektroniczne cudeńka, łączące w sobie spokojne downtempo, klasyczne instrumenty, chilloutowe syntezatory oraz całe mnóstwo pozytywnych wibracji.
Nie inaczej jest w przypadku nowego albumu Going Going Going, który po prostu przypada do gustu od pierwszych taktów. Będzie on przyjemny nie tylko dla fanów duetu, ale również tych, którzy po raz pierwszy zetkną się z tym projektem. Mamy więc utwory czerpiące całymi garściami z ambientu, funku, house oraz innych odgałęzień elektroniki, przy czym forma całości jest niezwykle przyjazna. Nie sposób właściwie powiedzieć, że ten album nie jest fajny. Bo on po prostu spodoba się każdemu.
Vermont – II
Ten album to obecnie mój osobisty synonim relaksu, odpoczynku czy mówiąc kolokwialnie – muzycznego robienia sobie dobrze. Płyta idealna na spokojne wieczory, podczas których nie mamy ochoty robić czegokolwiek, z wyłączeniem leżenia i słuchania. Vermont, czyli duet składający się z producentów Danilo Plessowa i Marcus Worgulla, po raz drugi wydaje twór kojący zmysły, który za pomocą brzmienia kreuje obraz. Znakomite połączenie elektroniki oraz muzyki ilustracyjnej, dźwięków naturalnych i kosmicznych, podane w dostojnym i przyjaznym tonie.
Jeśli do tej pory Vermont kojarzył Wam się jedynie z pieczywem, to zdecydowanie skosztujcie tego albumu na winylu. Nie zawiedziecie się smakiem, będziecie chcieli więcej.
Gidge – LNLNN
Czy mieliście kiedyś okazję zetknąć się ze sztuką skandynawską? Konkretnie mam na myśli film lub książkę? Jeśli tak, to z pewnością jest Wam znany charakterystyczny, surowy klimat takich dzieł, zdecydowanie wyróżniający się na tle produkcji choćby amerykańskich czy na przykład niemieckich lub polskich. Czasem mroczny, czasem zwyczajnie zimny, lekko straszny nawet.
Projekt Gidge tworzą dwaj panowie ze Szwecji: Jonatan Nilsson oraz Ludvig Stolterman. Zapewne wstęp powiedział Wam, jakiej muzyki możecie się spodziewać po tym albumie. Mroczny i zimny – to w skrócie. Idealnie odzwierciedlający życie w miejscu, gdzie zima przybiera nieznane nam oblicze. Poza tym także eksperymentalny, z charakterystycznymi ambientowymi tłami i samplowanymi, pociętymi fragmentami wokali. Od pierwszych sekund czuć naleciałości Buriala, ale jednocześnie nie można nie zauważyć oryginalnych rozwiązań.
Throwing Snow – Embers
Embers jest rodzajem albumu, które bardzo lubię. Nie tylko muzycznie, ale koncepcyjnie. Oto bowiem drugie długogrające “dziecko” wypuszczone spod rąk Rossa Tonesa jest dziełem kompletnym, tworzącym się wraz z każdą minutą. Pojedyncze nagrania nie dadzą słuchaczowi tego samego odczucia, co przesłuchanie całości od pierwszej do ostatniej sekundy. Cały album to maszyna, w której jeden tryb wprawia w ruch kolejny, a powstałe w ten sposób dźwięki tworzą przesłanie, a więc to, co na myśli miał artysta.
Brzmi filozoficznie, ale takie jest założenie artysty. Płyta ma odnosić się bezpośrednio do życia, w którym nieustannie następują zmiany, coś się kończy, a coś zaczyna, ale nigdy nie jest to pstryknięcie palcami, tylko długotrwała transformacja. Dźwięki na Emebers są bardzo progresywne, wielokrotnie poddane działaniu efektora, zakleszczają się, ale jednocześnie nakładają na siebie. W jednym z wywiadów Tones przyznał, że najprościej porównać mu ten materiał z porami roku. I tak: po jesieni zawsze następuje zima, ale jesienią jest wiele dni, które wyglądają jak zimowe, a zimą mogą być takie, które idealnie opisywałyby jesień.
Wydanie na winylu ma postać dwóch płyt, w półprzezroczystym odcieniu czerwonego oraz pomarańczowego koloru.
Dodaj komentarz