Dawno, dawno temu, kiedy pierwsze gry komputerowe zachwycały nie tylko dzieci, ale również młodzież i dorosłych, nastawienie było nieco inne, niż obecnie.
Określiłbym to pragnieniem chłonięcia nowej technologii. Jeżeli pojawiała się zachwycająca gra, która potrafiła przykuć do monitora/telewizora na długie dni, tygodnie czy miesiące, to po prostu nikt nie zastawnawiał się czy będzie można kupić ścieżkę dźwiękową na winylu. Winyle były wówczas czymś zwyczajnym, codziennym, a gry były przyszłością. Przyszłością, która budziła zainteresowanie.
Nie udało mi się znaleźć żadnego źródła, które potwierdziłoby to ten fakt na sto procent, ale wpadłem na wzmiankę, że pierwszą wydaną na winylu ścieżką dźwiękową z gry była muzyka
z Wipeout 2097. Srogi hit, ale wcale nie taki stary, bo rocznik ‘96.
Futurystyczne wyścigi miały oczywiście futurystyczną muzkę od The Prodigy, Underworld, The Chemical Brothers czy Daft Punk. Rok później na placku wydano muzykę z gry Ghost In The Shell na Playstation i znów śmietanka artystyczna, tym razem ze sceny techno: The Advent, Wesbam, Derrick May.
Powyższe pozycje to przykład soundtracku, w którym wykorzystano utwory znanych wykonawców. Ważne jest, aby rozróżnić pojęcie “soundtrack” od “original score”, czyli oprawy muzycznej skomponowanej do jednego, konkretnego dzieła. Ma ona nie tylko być, ale również współtworzyć klimat, wspierać dynamiczne sekwencje czy wyciszać refleksyjne momenty.
Ma towarzyszyć nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że jej nie ma.
Dalej jakoś się to pomału kulało, zatem śmiało przeskakuję do roku 2010, w którym “coś” drgnęło
i zaczęło się dziać dobrze. Oczywiście małymi kroczkami…
Studia wydające gry zaczęły myśleć o tym, aby ścieżki dźwiękowe wypuszczać na winylach – czy to w formie serii, czy okazjonalnych dodatków. Nie były to jakieś małe studyjka z wielkich blokowisk, tylko poważni gracze: Take Two Interactive, Blizzard czy Square Enix. Przełom nastąpił, moim zdaniem, w 2011 roku, kiedy to muzykę do gry Splinter Cell: Chaos Theory skomponował Amon Tobin. Ścieżka ta została dodatkowo zremiksowana przez innych producentów i album Chaos Theory Remixed został wydany na winylu przez znaną i lubianą Ninja Tune.
W analogowej formie pojawiły się później ścieżki do takich gier, jak Driver, Halo, Mytch, Far Cry, Watchdogs, GTA czy Killzone (często do różnych części, np. Halo: Combat Evolved, Halo 2, Halo 4). Już wtedy były też pierwsze oznaki tego, że muzyka z gry to nie dodatek, ale odrębne dzieło, które zasługuje na szczególną promocję. Killzone miało na przykład wydanie składające się z 4 płyt winylowych, a muzyka została skomponowana przez Tylera Batesa i Lorna i wydana znów w Ninja Tune. Z kolei Watchdogs było dostępne w edycji limitowanej na pięknym, niebiesko-czarnym winylu.
I później zaczęło się dziać coś niesamowitego, co z pewnością jest efektem renesansu płyt winylowych. Po pierwsze: wydania winylowe zaczęły wyglądać, jak małe cuda.
Za wielkimi, kasowymi produkcjami szły elegancko wydane albumy muzyczne: The Order, Last of Us, Far Cry 4. W 2016 roku, jak dotąd, pojawiły się wspaniałe, limitowane edycje ścieżek z takich gier, jak Fallout 4, Rocket League czy opisywane przeze mnie Uncharted 4 oraz No Man’s Sky.
Po drugie: zaczęliśmy patrzeć wstecz. A właściwie wytwórnie zaczęły, bo oto w sprzedaży pojawiają się coraz częściej ścieżki dźwiękowe do starych gier oraz gier indie – niezależnych. Pisząc starych, mam na myśli takie naprawdę bardzo, bardzo stare. Ostatnio na winylu pojawiła się na przykład muzyka z gry OutRun z 1986 roku. Pamiętacie to? Jazda sportowym cabrio, droga między palmami? Nie? To może Streets of Rage z konsoli Sega? Też nie? No dobra, pod koniec roku ma wyjść muzyka
z Contry, a to na pewno znacie…
Gry niezależne to jeszcze inna, równie ciekawa historia. Osobiście jest to dla mnie bardzo fajna sprawa, przez którą bardzo cenię poszczególne wytwórnie.
Ostatnio moim ulubionym albumem, o czym wspominałem na Facebooku, jest trzypłytowa edycja Hotline Miami. Śliczne, piękne oraz wspaniałe. I w dodatku jedne z wielu. Zdecydowanie przyciąga swoją krzykliwością, ale nie sposób pominąć inne wydania. Wszystkich nie wymienię, ale wspomnę
o dwóch: Journey oraz Hyper Light Drifter. Jurney ma przede wszystkim znakomitą warstwę muzyczną. Gra jest wciągająca, ale muzyka pełni w niej bardzo dużą rolę. Co więcej, jest efektem współpracy kompozytora Austina Wintory’ego oraz orkiestry, która na żywo nagrywała wszystkie utwory. Ciekawostka – jest to pierwsza w historii ścieżka dźwiękowa z gry, która została nominowana do nagrody Grammy!
Hyper Light Drifter to natomiast fajna, oldschoolowa gra, która na pierwszy rzut oka wygląda, jakby ją wycięli z lat 80-tych. Nie grałem w nią, lecz pomimo tego jestem zakochany w jej ścieżce dźwiękowej. Zestaw czterech, kolorowych płyt wygląda znakomicie i choć kosztuje aż 75 dolarów, to z pewnością znajdzie swoich amatorów.
A co będzie dalej? Jestem przekonany, że będzie lepiej, ciekawiej, efektowniej.
Duże wytwórnie coraz częściej zauważają sens w wydawaniu muzyki z gier na winylach.
Te małe natomiast już jakiś czas temu podłapały, że warto to robić i da się z tego żyć. Liczba osób posiadająca gramofony i coraz częściej spoglądająca w stronę już nie tylko czarnych, ale też kolorowych placków stale rośnie. A im więcej chętnych, tym więcej pieniędzy. Im więcej pieniędzy, tym więcej możliwości. A jeśli już jest dużo możliwości, to… dlaczego ich nie wykorzystać?
Dodaj komentarz